- Fair play - starałam się zaśmiać, ale ból był zbyt duży - A teraz pomóż mi wstać - poprosiłam ładnie.
Pomógł podnieść mi się z ziemi i odsunął się trochę żeby sprawdzić czy mogę stanąć na bolącej nodze. Kiedy tylko na niej stanęłam poczułam niewyobrażalny ból.
- Aaa Justin! To boli, to boli - krzyknęłam.
Próbowałam powstrzymać łzy, ale nic to nie dało, zaczęły mimo wolnie spływać po moich policzkach i wyglądałam dokładnie tak jak wczoraj.
- Shh, shh wszystko będzie w porządku - uśmiechnął się próbując rozluźnić atmosferę, objął mnie i poprowadził w stronę drzwi.
- Właściwie to skłamałem, będę musiał Cię wziąć do szpitala, wydaje mi się, że złamałaś nogę -zaśmiał się lekko.
- Justin! To nie czas na żarty.- krzyknęłam, próbując ukryć uśmiech.
- Czekaj jak chcesz mnie zawieść skoro mój samochód jest u Taylor, pamiętasz?
- Cóż możesz mi podziękować później - powiedział, zabrał kluczyki od mojego auta i zamknął frontowe drzwi, cały czas podtrzymując mnie jedną ręką - Odebrałem go dziś rano w drodze ze Starbuks’a - posadził mnie na miejscu pasażera, a ja cicho jęknęłam.
Obiegł samochód do około, zajął miejsce kierowcy i odjechał z piskiem opon.
- Zapamiętać nigdy nie dawać Ci jeździć moim autem. Jezus Justin mam złamaną nogę, nie rodzę nie ma potrzeby jechać tak szybko - krzyknęłam kiedy ściął zakręt i zaczął pędzić.
- Umm… gdybyś nie wiedziała to ja miałem złamaną nogę, złamałem ją na scenie i kiedy pojechałem do szpitala powiedzieli że im szybciej mi ją zabandażują czy cokolwiek tam robili tym lepiej – uśmiechnął się triumfalnie.
Zaczęłam się śmiać histerycznie.
- No co jest takiego zabawnego?- spojrzał na mnie zakłopotany kiedy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle - Ok albo śmiejesz się ponieważ w taki oto porąbany sposób reagujesz na ból albo… O mój Boże Molly śmiesz się z tego, że upadłem na scenie?
- To wideo przyprawiało mnie o śmiech przez długi czas - powiedziałam i syknęłam, gdy ból w nodze powrócił.
- Cóż to za to, że się ze mnie śmiałaś - powiedział śmiejąc się i zjechał na szpitalny parking.
Zaparkował tuż przed drzwiami.
- A więc zrobimy tak. Ja szybko pobiegnę po wózek, a ty bardzo ostrożnie otworzysz drzwi i będziesz na mnie czekać, myślisz, że dasz sobie z tym rade? - uśmiechnął się i wyciągnął kluczyki ze stacyjki.
-Bardzo zabawne Bieber, ale ile razy mam Ci powtarzać?! To nie jest czas na żarty! - krzyknęłam za nim gdy ten pobiegł to budynku szpitala.
Powoli otwarłam drzwi i zobaczyłam Justina. Bez wózka.
- Hm teraz szpitale posiadają nie widzialne wózki? - krzyknęłam.
- Oh więc ty możesz sobie żartować, a ja nie?
- Justin!
- Przepraszam! Nie było żadnych więc będę musiał… - uciął nagle spoglądając w bok - Zaczekaj chwile -krzyknął.
- No tak, jakbym niby mogła uciec! - krzyknęłam za nim. Gdzie on poleciał? Po jakiś 5 minutach wrócił, z szminką na policzku i wózeczkiem.
- Dobrze wiesz, że nie podoba mi się to, że ty możesz sobie żartować a ja nie! - krzyknął próbując grać obrażonego.
- Zapomnij o tym! Co się dzieje? I czemu masz szminkę na policzku i wózek dziecięcy, ale wciąż nie masz wózka dla mnie?!
- Więc moja mała pani złośnico! Jeśli pozwolisz, że wyjaśnię. Zobaczyłem dziewczynę ubraną w podkoszulek z Justin’em Bieber’em, jej mama i mała siostra szyły tam. Mała dziewczynka szła sama, a jej siostra zostawiła ten wózek - uśmiechnął się tak jakby właśnie wpadł na pomysł jak pozbyć się głodu na świecie.
- I ?!
- Więc dziewczynka powiedziała, że mogę zabrać wózek jeśli dam jej całusa. Wydaje mi się że to uczciwa transakcja - wyszczerzył się.
- Wszystko co widzę w tym misternym planie to to, że dostałeś całusa, a ja nadal jestem bez wóz.. - przerwałam i zdałam sobie sprawę z tego o czym on myślał.
Wielki uśmiech pojawił się na jego twarzy, a ja starałam się być poważna.
- Jeśli myślałeś chociaż przez sekundę, że usiądę w tym wózeczku.
- Dobra! Ale nie jestem wstanie cię tam zanieść! Nie jesteś gruba, no ale lekka jak piórko też nie jesteś! - powiedział i rozłożył wózek.
W ostateczności usiadłam na wózeczku z pomocą Justina.
Wjechaliśmy do budynku, chłopak obrócił mnie w stronę biurka i grzecznie przywitał się.
- Witam - uśmiechnął się w stronę najmłodszej z pielęgniarek, a ja wywróciłam oczami - Moja przyjaciółka złamała nogę - pielęgniarka spojrzała na mnie wijącą się z bólu.
- A więc…Będę musiała przewieść twoją dziewczynę… - oboje przerwaliśmy jej w tym samym momencie.
- Przyjaciółkę! - niemalże krzyknęliśmy oboje.
- Dobrze już dobrze! Więc będę musiała przewieść twoją PRZYJACIÓŁKĘ na prześwietlenie i zabandażować nogę - uśmiechnęła się.
- Justin pójdziesz ze mną.
- Przykro mi tylko rodzina, wymogi szpitala - uśmiechnęła się przepraszająco w jego kierunku, spojrzałam przerażona w stronę Justina.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział i w jakiś dziwny sposób pomogło.
3 godziny później, drugie prześwietlenie i moja noga była w gipsie od palcy aż po prawie samo kolano. Pielęgniarka przewiozła mnie do poczekalni na wózku inwalidzkim, a inna niosła za nami mój wózeczek na którym posadziły mnie tuż przed Justinem.
- Och jaki cudny odcień - zaśmiał się - Wiesz że możesz zrobić cuda z para jeans’ów jeśli obetniesz je… - przerwałam mu.
- Przepraszam, ale czekam na mojego przyjaciela Justina, CHŁOPAKA! - powiedziałam śmiejąc się.
- Bardzo zabawne! Były tu tylko damskie magazyny! Po za tym przywiozłem Cię tu, pocałowałem nieznajoma aby dostać wózek dla Ciebie, który zatrzymamy tak nawiasem mówiąc, czekałem 3 godziny i jeszcze mam Cię zawieść z powrotem a ty mi tak dziękujesz? - wziął oddech i zaczął grać zranionego. Zaczęłam się śmieć, a on wyjechał ze mną na parking.
- Aaw przepraszam - uśmiechnęłam się do niego - ale teraz na serio bardzo Ci dziękuje za wszystko - przyciągnęłam go do siebie tak aby móc go przytulić.
- Ohh czekaj! - zatrzymał się - To by było perfekcyjne zdjęcie na twoja tablicę - uśmiechnął się i wyciągnął telefon.
- Żartujesz sobie?
- Niee, spójrz to całkiem zabawny moment - wyszczerzył się i włączył aparat w telefonie, wyciągnął rękę z telefonem przed nas.
- Ten dzień miał być o wiele lepszy, ale i tak chyba dobrze go zapamiętam - uśmiechnęłam się na myśl o tym dniu, w sumie był całkiem fajny.
- A teraz uśmiechnij się i powiedz NPNZ - wyszczerzył się i zniżył do mojej wysokości.
- NPNZ? - starałam się nie śmiać.
- No, to oznacza najlepsi przyjaciele na zawsze, wyczytałem to w jednym z magazynów - powiedział śmiejąc się.
Wybuchłam śmiechem, a flesz aparatu mignął. No cóż miałam najlepszego na świecie NPNZ. ________________________________________________________________
No i mamy najlepszy przyjaciół na świecie... ( jak czytałam ten rozdział po angielsku to ten skrót miał większy sens) Mogę szczerze wam powiedzieć, że tak jak wy nie mogę doczekać się dalszego rozwoju akcji.
@Onlly_me
Vaugabauagavjayavsjia kiedy oni wreszcie zrozumieją że się kochają?
OdpowiedzUsuńŚwietny!!!! Uwielbiam to czytać :* Czekam na NN!! :)
OdpowiedzUsuńCzekamy na następny z niecierpliwością ;-)
OdpowiedzUsuń