sobota, 22 czerwca 2013

2. Idziesz ze mną.

- Więc...co się stało z resztą gangu? - powiedział między gryzami.
- Masz na myśli Chaz'a i Ryan'a?  - przytaknął - Cóż, oni nadal tu są i wgl, ale po tym całym gównie jakie Layla rozgadywała o mnie, nie chcieli być widziani ze mną. - spojrzałam w dół. To wciąż mnie bolało.
- Żartujesz sobie ze mnie? Byliśmy jak prawdziwi przyjaciele. - powiedział patrząc zdezorientowany i zraniony.
- Wiem i teraz… spójrz tam widzisz tych gości siedzących przy stoliku obok tych sportowych napaleńców?
- Ten natrysk w kasku futbolowym? - powiedział Justin śmiejąc się.
- Cóż właśnie on to Ryan Butler, ćwierć gwiazda z powrotem w drużynie piłkarskiej, obwołany męską dziwką… i "chłopak" Layli Gordons - powiedziałam kręcąc głową.
- Zwolnij, ten Ryan? Hmm nigdy nie miałby wielu przyjaciół gdyby każdy wiedział, że moczył łóżko do 10 roku życia - uśmiechnął się
- Czekaj, czekaj to się poprawia - zaśmiałam się - widzisz tego faceta tam, w okularach i inhalator na sznurku wkoło jego szyi?
- Co? Facet w brązowych włosach? - odciął się a szeroki uśmiech rozświetlił jego twarz - to Chaz? - powiedział próbując powstrzymać swój śmiech.
- Yupp, chcesz znać najśmieszniejszą część? On myśli, że jest zbyt fajny by rozmawiać ze mną - westchnęłam. Twarz Justina znów stała się poważna.
- Serio? Facet, który nosi inhalator na swojej szyi myśli, że jest zbyt fajny dla Ciebie? Woow nie wiedziałem, że jest, aż takim kutasem - przejechał ręką po swojej twarzy.
- Yuuuup, witam w świecie w którym mnie zostawiłeś - uśmiechnęłam się sarkastycznie - oh hey chcesz mieć wolne dwie ostatnie lekcje?
- Pewnie - uśmiechnął się
- W takim razie powiem Mrs. Brown i jesteśmy wolni - uśmiechnęłam się. Wyszliśmy drzwiami na parking
- Więc gdzie jest zaparkowany Twój samochód? - krzyknęłam za mnie, a Justin obserwował mnie jak mały, zagubiony szczeniak.
- Widzisz, tak na prawdę nie mogliśmy przywieść tu mojego samochodu, więc wóz meblowy mnie tu przywiózł, ale zastanawia... - przerwałam mu
- Cóż zgaduję, że jestem Ci coś winna za uratowanie mnie od tamtego szatana, - zaśmiałam się i wcisnęłam guzik przy kluczach by otworzyć auto - więc właź - uśmiechnęłam się, położyłam swoją torbę na tylne siedzenie i zapięłam swój pas bezpieczeństwa.
- Laska niezły samochód, to jest dokładnie taki sam samochód jakim wróciłem do Atlanty -uśmiechnął się. Opuściłam parking i rozpoczęłam jazdę.
- Wiem, pamiętam jak stworzyliśmy 2 mini range rovery z kartonowych pudełek. Wtedy byliśmy jak ośmiolatkowie i użyliśmy ich żeby pojechać nimi do szkoły - uśmiechnęłam się, pamiętając całą zabawę jaką mieliśmy. Nagle zawibrował mój telefon
- Oh hey Bieber przeczytasz mi tą wiadomość, prowadzę, więc nie mogę zobaczyć - zapytałam stając na czerwonym świetle. Sięgnął i wyciągnął telefon.
- To od Twojej mamy:

Zabierz Justina ze sobą po szkole, w jego domu ciągle wszystko rozpakowywują.
Kocham mama xxx 
Z całej siły próbował się nie roześmiać.
- Aaw to takie kochane - zmrużyłam oczy na niego.
- Zamknij to Biebs - nacisnęłam guzik przy swoich kluczach, by otworzyć drzwi od garażu.
- Woooah, Molly Twój dom tak jakby urósł od kiedy ostatni raz go widziałem - powiedział, gdy wychodziliśmy z samochodu.
- Oh yeah, umm mama rozwiodła się z tatą i mieliśmy trochę pieniędzy, miał psa, to była uczciwa konkurencja - powiedziałam brzęcząc kluczami szukając tego od drzwi.
- Molly Twoi rodzice się rozwiedli? O kurwa, przepraszam, że mnie tu nie było. Trzymasz się? - Znalazłam odpowiedni klucz i odciągnęłam go otwierając drzwi.
- Tak - powiedziałam - jestem duża dziewczynką teraz, dojdę do siebie, ponadto wiesz ja nigdy tak na prawdę nie mogę kontrolować mojego taty - zanim Justin miał szansę zamknąć drzwi moja mama pojawiła się znikąd tuż za nim i przytuliła go mocno, więc jestem przekonana że przestał oddychać.
- Justin, oh to cudowne widzieć Cię ponownie. Co Ty zrobiłeś ze swoim włosami? Powinieneś to ściąć, ponieważ przyjaciel mojej có...
- Mamo! - krzyknęłam - Proszę Cię nie ingeruj w życie mojego jedynego przyjaciela. - Skuliłam się, bo wtrąciłam Justin w jej ramiona. Zamachał swoimi włosami i przytulił ją.
- Julie, to świetnie widzieć też i Ciebie - uśmiechnął się do niej.
- Ooh czekaj, czekaj - powiedziała biegnąc do kuchni. Justin próbował powstrzymać swój śmiech.
-Przepraszam za nią, ona nie wie, której linii nie przekroczyć czy coś. Skuliłam się i nerwowo przejechałam po włosach. Zaśmiał się delikatnie. Kiedy jego uśmiech stał się tak uroczy? Woah, woah Molly to jest praktycznie Twój brat. Właściwie to Twój przyszywany brat, który zostawił Cię bez pożegnania, pamiętasz? Wróciłam myślami do rzeczywistości.
- Nie przejmuj się, moja mama zrobiła by to sam... - przerwała mu moja mama, która przyszła ponownie ze srebrną tacą w dłoni. Położyła ją na stole w jadalni.
- Zbierzcie się tutaj dzieci - o Boże powinna mieć zażenowanie wytatuowane na czole. - Justin nie wiem czy wiesz, ale ruszyłam z moim cukierniczym biznesem i mam swoją piekarnię w dole głównej ulicy, ale mniejsza z tym. Namówiłam dziewczyny, aby skleiły mały drobiazg do Twojego powrotu. Uśmiechnęła się dumnie.
- Oh mamo Ty nie... -  Podniosła pokrywkę od tacy ujawniając model twarzy Justina prawdziwej wielkości kompletny z jego znakiem firmowym czyli włosami i babeczki z powitalnym napisem oczy Justina powiększyły się tak samo jak moje, a jego szczęka opadła. Jęknęłam.
- Słodki Jezu, MAMO! Co to jest?! Myślisz, że skoro znasz go od 4 roku życia możesz zrobić ciasto, które wygląda jak jego twarz? To jest bardziej żenujące niż ten jeden, który zrobiłaś dla mnie kiedy zdałam prawo jazdy! Nie powinnaś być... - Justin przerwał mi.
- Właściwie Julie uwielbiam go, znaczy ja wiem jak wiele włożyłaś w to i hey jak wielu ludzi może powiedzieć, że ich twarz była zrobiona z ciasta? - uśmiechnął się i zgarnął trochę lukru na swój palec i spróbował go - cholera byłem pewny, że smakuje tak dobrze - uśmiechnął się. Zaśmiałam się, ponieważ moja mama była strasznie dumna ze swojego ciasta.
- Wy dwoje idźcie do pokoju Molly. Odkroję dla was kawałek a zaniosę wam - uśmiechnęła się i odeszła. jęknęłam, odwróciłam się i poszłam w stronę schodów. Justin obserwował i przypatrywał się jak wspaniały i nowoczesny nasz dom był.
- Przepraszam za to -  powiedziałam i rzuciłam się na swoje łóżko.
- Bez obaw, uwielbiam ciasta - uśmiechnął się. Podszedł do mojego okna wielkości ściany i podziwiał widoki. Zagwizdał.
- Woah Twój dom jest świeetny, kiedy go...- przerwał i gwałtownie wciągnął powietrze - O MÓJ BOŻE. Czy to jest nasz stary domek na drzewie?
- Yeeah moja mama nie mogła zmusić się do zniszczenia go - uśmiechnęłam się. Podszedł tam, gdzie miałam  wszystkie nasze stare zdjęcia, gdy byliśmy mali, ale one były już nieaktualne.
- Kocham to zdjęcie -  uśmiechnął się i przysunął je. Byłam tam ubrana w różową spódniczkę i całowałam jego policzek - uśmiechnęłam się.

- Ja tez, to były czasy - zaśmiałam się. Szedł wzdłuż ściany.
- Woah kim są te dziewczyny w szpitalu, z całym zagipsowanym ciałem? Co jej się stało? - powiedział patrząc na zdjęcie zszokowany.
- Oh to ja i Cassie Jones. Była mi najbliższa miałam najlepszego przyjaciela odkąd, wiesz, zostawiłeś mnie - powiedziałam piorunując go wzrokiem. Przechylił swoją głowę i spojrzał na mnie przepraszająco.
- Cóż Layla nie była zbyt szczęśliwa z tego, że mam jakieś życie towarzyskie, więc powiedziała jakieś rzeczy Layli, która zraniła jej uczucia. Oh tak wspominałam, że Cassie myślała, że umie latać? Spojrzał na mnie z niedowierzaniem próbując walczyć z uśmiechem - Widzisz z kim mnie zostawiłeś? Mniejsza, weszła na dach i próbowała odlecieć. Oczywiście nie umiała latać i cóż oczywiście spadła. W każdym razie odwiedziłam ją i jej coś, ale nie rozmawiałyśmy już - spojrzałam w dół, a jego oczy zrobiły się wielkie.
- O Boże, czemu Layla to zrobiła? Mówiła coś jeszcze do niej? Czy ona...wiesz...spróbowała polecieć jeszcze raz? - gdy mówił leciała, zrobił w powietrzu cudzysłów. Zaśmiałam się.
- Nie, nie nic podobnego - odetchnął i westchnął z ulgą - Nie aktualnie sprawdzają ją i żyje teraz w szpitalu około 30 minut stąd - uśmiechnęłam się - prawdziwa historia, nadal życzysz sobie być ze mną? - zaśmiałam się.
- Molly już Ci mówiłem z jakieś miliard razy, przepraszam, że Cię zostawiłem - zamknął mnie ponownie w mocnym uścisku. Cholera, wspaniale pachniał. Jak dżentelmen. Był też wspaniały w uściskach. Troszczył się o swoje ramiona, były silne. Hello panie biceps. Oh Boże myślę, że mamy przyjazną linię uścisków. Nagle jego telefon zawibrował i przerwał to. Otrzymał wiadomość. Spojrzał w dół na swój telefon i uśmiechnął się.
- Jestem zaproszony do Tammy Thompson’s na domówkę dziś wieczorem i jest jeden plus...idziesz ze mną - uśmiechnął się.



CZYTASZ = KOMENTUJESZ

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

WOW. Dziękujemy za tyle wyświetleń i wasze komentarze ;) Ponieważ nadchodzą wakacje, nas jest dwie więc rozdziały będą pojawiać się częściej :) Życzę miłego czytania a kolejny pojawi się już niebawem! Enjoy ;)

11 komentarzy:

  1. Nareszcie! Nareszcie! Nareszcie! Nie mogłam się już doczekać kiedy dodasz nowy. Zaczynam się przez ciebie uzależniać. Weź może jakieś zacznij tabletki anty uzależniające produkować, hmmm?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jacy oni są słodcy... Awwwww...

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział i to takie awwwww słodkie czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest dobrze! Mam nadzieje, że nie będę musiała długo czekać na rozdział z imprezą :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny <33
    Chcemy więcej ;**

    OdpowiedzUsuń